niedziela, 30 sierpnia 2015

Stega Mała - po drodze, przy drodze







Zacznijmy od tego, że dzisiejszy post będzie ze wszech miar egoistyczny. To ja chcę się dowiedzieć czegoś więcej o niezwykłym budynku stojącym na zakręcie w Stedze Małej - tuż przy drodze, po drodze do Górowa Iławeckiego. Wy, moi Drodzy, jesteście tym razem miłym dodatkiem do mojej samotnej podróży.

Kształtny prostopadłościan budowli zadziwia swoją frontową ścianą, udatnie łączącą kamień z cegłą. Całość zwieńczona krenelażem, podzielona arkadkowym fryzem, opaską gzymsów i rytmicznym układem ostrołukowych okien na poziome pasy, sprawia wrażenie jakby to jakaś pamiętająca stare czasy rezydencja przycupnęła na zakręcie, wypatrując nadciągających wrogów i prowadząc strategiczny "monitoring" okolicy.



A tymczasem to na co patrzymy, to zaledwie jeden z folwarcznych budynków zespólu parkowo-pałacowego, który niegdyś znajdował się tutaj, w miejscowości Klein Steegen. Majątek ten po wojnie stał się bazą dla jednego z Państwowych Gospodarstw Rolnych, a obecnie wieś dzieli los wielu podobnych wsi popegeerowskich, opustoszałych i nieco sennych.

Stega Mała (Klein Steegen) do XVII wieku stanowiła jeden majątek ze Stegą Wielką i kilkoma innymi miejscowościami. Te szlacheckie dobra do roku 1838 przechodziły z rąk do rąk, a właścicielami Klein Steegen były kolejno rodziny: von Kottwitz, von Sack, von Kreutzen, von Tettau a w końcu, drogą małżeństwa, von Massow. To właśnie major Anton von Massow pobudował nieistniejący już, kryty szarawym łupkiem, jednopiętrowy, barokowy dwór z mansardowym dachem.

Na początku XIX wieku jako właściciele bądź dzierżawcy Stegi Małej wymieniani byli m.in.: Friedrich Tulke i pani Krieger. Coraz bardziej odczuwalny był jednak brak gospodarza, który poświęciłby energię i fundusze, by znów doprowadzić majątek do rozkwitu. I tak było do roku 1836, gdy dobra Stega Mała z folwarkami Sophienhof, Wilhelmsberg, Louisenhof znalazły się w rękach Carla Friedricha Müllera. Dwa lata później dołączył on do dóbr majątek Stega Wielka z folwarkami Hoppendorf i Gottesgnade. Po ponad 200 latach Stega Mała i Stega Wielka znalazły się znów w tych samych rękach. W roku 1861 rodzina Müllerów otrzymała dziedziczny tytuł szlachecki i odtąd, jako rodzina von Steegen, aż do 1945 roku gospodarzyła w Stedze Małej. A rodzina to była niezwykle barwna. Warto zatem przypomnieć kilku gospodarzy Stegi, zaczynając od Carla Friedricha Müllera (1792-1859), pierwszego pana z rodu gospodarzącego w Stedze.

Carl Friedrich Müller pochodził z Pomorza, a majątku dorobił się poprzez huty. Zaczynał dmuchając szkło i nie mając prawie nic. Potem, w wydzierżawionym majątku Heinrichsbruch, wybudował hutę szkła, w której produkował butelki, eksploatując drewno z okolicznych lasów. Swe produkty wysyłał do Królewca, skąd przywoził stłuczkę szklaną do przetopienia. Po wygaśnięciu dzierżawy Heinrichsbruch, kolejną hutę otworzył w folwarku Gottesgnade, należącym do majątku Stega Wielka. Dzięki wyrobom szklanym Carl dorobił się majątku, który zainwestował w swoją gospodarkę. Do Stegi Małej sprowadził rodziców: Annę Christinę i Johanna Friedricha, miłośnika zwierząt, który w przydworskim sadzie trzymał oswojone sarny i zające. 

W 1858 roku dobra Stega Mała przejął syn Carla Friedricha - Oskar Friedrich Albert Müller (1837-1897), który okazał się świetnym zarządcą. To on, jako pierwszy w okolicy, hodował bydło mleczne, chował też wojskowe konie - remonty, a w jednym ze stawów - karpie. Zagospodarował całe połacie lasu. Oskar też pozostawił opowieści o duchu Stegi, szarej, przyjaznej damie, która pojawiała się w jednym z pomieszczeń dworu, czytała, pracowała a nawet prowadziła konwersacje. Szara dama była widziana i słyszana nie tylko przez pana na Stedze, ale i przez innych mieszkańców dworu.

Oskar zmarł nagle na udar, w dworcowej poczekalni. Z jego odejściem nie mogła się pogodzić, wcześniej radosna i pełna energii, żona - Minna. W roku tragicznej śmierci ojca, majątek, liczący wówczas ponad 1700 hektarów, przejął syn Oskara - Oskar Friedrich Rudolf von Steegen (1873-1918). Niedługo jednak Oskar syn doglądał majątku swoim gospodarskim okiem. Śmierć zabrała go nagle w wieku 45 lat. Miejscowi wspominali jednak długo jakim był wyśmienitym gospodarzem, a w pamięci pozostał widok Oskara przemierzającego okolicę w zaprzęgu, ciągniętym przez 4 piękne konie o charakterystycznych imionach: Kier, Pik, Trefl i Karo.

Krótkie rządy Oskara Friedricha w Stedze przypadły na trudne czasy, Na początku XX wieku okolice nawiedziła plaga brudnicy mniszki, która spowodowała konieczność wycinki znacznych połaci lasu. Gwałtowne burze śnieżne, powaliły dalszą część lasu. Do transportu wycinanych drzew Oskar wybudował nawet prywatną kolejkę. 

Niezwykła inicjatywą Oskara była również budowa w latach 1902-1903 ponad dwumetrowej wysokości ogrodzenia dla zwierząt, obejmującego teren około 4 tysięcy morg. Tam, ragnąc wyhodować stado idealne, sprowadził jelenie: 5 byków i 2 łanie ze Spały. Dla odświeżenia krwi kolejne zwierzęta sprowadzał z Puszczy Rominckiej. Do 1920 roku stado zwierzyny płowej w Stedze liczyło ok 120 sztuk. Gdy jednak zniszczone ogrodzenie wymagało kosztownej naprawy, zwierzęta rozpierzchły się po okolicznych lasach. 

Za Oskara do Stegi dotarła nowoczesność. W 1901 roku zainstalowano telefon, a w 1912 w dworze zapalono pierwsze elektryczne światło. Oskar pobudował też nowoczesne budynki mieszkalne i gospodarcze, m.in.: stajnie dla koni pociagowych, zaprzęgowych i pod wierzch, tzw. zameczek myśliwski i leśniczówkę. Był rodzinną legendą, nie tylko pomnożył majątek, ale też w wieku 32 lat wybrał się na ekspedycję polarną, z której przywiózł ustrzelonego niedźwiedzia polarnego. Wypreparowany niedźwiedź stanął w holu w Stedze, wzbudzając zrozumiałe zainteresowanie gości. W 1914 roku Oskar stanął na czele oddziału kirasjerów, a za udział w kampanii wojennej otrzymał Krzyż Żelazny. Potem służył m.in.: w Tylży i w Giżycku. 

Po przedczesnej śmierci Oskara, w trudnych czasach po I wojnie światowej, rządy w majątku przejęła Susanne Klara Magdalena von Steegen (z domu Zitzewitz, 1978-1945), jego żona. Gospodarowała dzielnie, wychowując przy tym trójkę niepełnoletnich dzieci. Ciężka to była próba, ale obowiązkowa, pracowita, pobożna i praktyczna Susanne sprostała temu wyzwaniu, choć wykorzystała wówczas rodzinny fundusz rezerwowy i musiała sprzedać część dóbr. Susanne spotkała okrutna śmierć w kwietniu 1945 roku na Pomorzu.

Ostatnim przedwojennym właścicielem dóbr Stega Mała był Otto Oskar von Steegen, zwany Ottokarem (1906-1970), najstarszy syn Oskara Friedricha Rudolfa i Susanne, który przejął majątek w roku 1929 roku. Inteligentny i utalentowany pan na Stedze pisał, rysował i muzykował. Był zapalonym myśliwym. Ranny w czasie wojny, został zakwalifikowany jako niezdolny do dalszej służby wojskowej. Zmarł w 1970 roku w Bad Schwartau.

Teraz wielu kierowców zwalnia na zakręcie w Stedze Małej, powód jest jednak prozaiczny... remont drogi. Ja jednak mam nadzieję, że Wy podążając w stronę Górowa Iławeckiego i mijając kamienno-ceglanego folwarcznego "strażnika" na zakręcie, pomyślicie o radzącej sobie z przeciwnościami losu Susanne von Steegen, czy o Johannie Friedrichu i jego oswojonych zającach w przydworskim sadzie. Aby Waszą podróż w przeszłość uczynić bardziej namacalną, zapraszam na stronę potomka rodziny von Steegenów, Carla Friedricha, który zamieścił na niej rodzinne fotografie sprzed lat i którego opisy były bezcennym źródłem pzy pisaniu tego krótkiego posta (www.skomand.jimdo.com/bildergalerie/).

Dojazd: obiekt znajduje się na zakręcie, tuż przy drodze do Górowa Iławeckiego z miejscowości Lelkowo, nie sposób go przeoczyć; można zrobić sobie również wycieczkę rowerową z Górowa do Stegi (to zaledwie 14 km. mało ruchliwą, asfaltową drogą);

Postój: jadąc drogą do Górowa, minąwszy budynek, po prawej stronie, tuż obok sklepu, można zaparkować zarówno samochód osobowy, jak i większy pojazd;

Rekomendacja: dobrze zatrzymać się tu na chwil kilka przy okazji wyprawy w kierunku Górowa Iławeckiego, budynek ma zamurowane otwory okienne i drzwiowe na parterze, nie nadaje się do eksploracji, ale warto obejść go dookoła, zrobić zdjęcia i.... zapamiętać, dopóki jeszcze istnieje (3/6);

Uwaga: chcąc obejść obiekt warto mieć na nogach dobre, sportowe buty i uważać na dziury i nierówności terenu (dobrze się domyślacie, nie uważałam), uważać trzeba również na osy lub szerszenie (nie sprawdzałam, kto jest lokatorem 2 pokaźnych gniazd pod gzymsem, miłość do zabytków i chęć dzielenia się wiedzą też ma swoje granice); obejście wkoło tylko dla miłośników mocnego "uścisków" pokrzyw.










poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Kościoły niebem zasklepione




  

  Pamiętam moje pierwsze przewodnickie praktyki. Jako „świeżo upieczona” Warmiaczka pełna niepokoju oczekiwałam pierwszego krajoznawczego wyzwania. Już nie wiem dlaczego do opracowania wybrałam kościół w Okartowie, może dlatego, że był mi on równie nieznany jak reszta obiektów, po których nasza mała grupka przyszłych przewodników miała oprowadzać swoich kolegów, równie przejętych swą rolą zwiedzających. Wtulony między drogi a jeziora, z zewnątrz niepozorny: jasny korpus i masywna, ciemna, oszalowana drewnem wieża, a w środku…

  Weszłam do wnętrza i „sklepienie niebieskie” z hukiem spadło mi na głowę. Szczerze mówiąc, nie było to „sklepienie niebieskie” ale błękitny strop i nie spadł, ale nieczuły na moje zachwyty tkwił nieruchomo nad nawą. Błękitne wici, kwiaty, misterne, koronkowe, oplatają go niczym sieć. Dopiero po chwili dostrzegamy medaliony ze znakami zodiaku w prezbiterium, kasetony w nawie, gdzie zaplątane w roślinne wygibasy przycupnęły a to żaglówka, a to wiatrak, a to błękitny ptak Są i pasy z biblijnymi cytatami po niemiecku. Polichromie te obejmujące i empory, i słupy je podtrzymujące, a nawet drewniane żyrandole (tym razem w tonach brązowawo-żółtych), powstały w latach 20. XX wieku, w czasie gdy kościół w Eckersbergu (Okartowo) podnosił się z wojennych zniszczeń. Warto wejść na empory i poszukać słynnego w naszym małym, lokalnym świecie wizerunku konia Jakuba, który tyle lat po fakcie ciągle chwali się w podpisie, że przywiózł większość kamieni na budowę kościoła.

  Nie pamiętam, jak spełniłam się w roli przewodnika po okartowskim kościele, ale cały czas mam w pamięci mój zachwyt i zaskoczenie po wejściu do tej świątyni. Jeśli nigdy nie byłeś w Okartowie, pojedź tam, zamknij oczy i poproś kogoś, żeby Cię wprowadził do wnętrza. Potem skieruj wzrok ku sklepieniu, gwarantuję, że żadne zdjęcie nie oddaje tego widoku.

  Od tego czasu zawsze patrzę do góry, zwiedzając kościoły i kaplice, ale Okartowo będzie moją pierwszą „podniebną” miłością .

  Zastanawialiście się kiedyś skąd pochodzi słowo „sklepienie”? Od słowa „sklepić”- czyli zamykać od góry. W budynkach sakralnych pełni rolę wyjątkową, symboliczną. Jest celem drogi chrześcijanina, kresem jego duchowego wznoszenia się w wierze. W kościołach droga symboliczna wiernego rozwija się w dwóch kierunkach: wertykalnym (wznoszenie się z Ziemi – nawy do celu wędrówki-Nieba (sklepienia) i horyzontalnym: od kruchty (niedaleko wejścia umieszczano niegdyś chrzcielnice, bo chrzest, to wszak początek drogi ku zbawieniu), poprzez nawę (ziemską wędrówkę chrześcijanina) do prezbiterium (sacrum, boskiego zwieńczenia ludzkiej wędrówki).

  Między sferą sacrum i profanum, na styku prezbiterium i nawy głównej, znajduje się łuk tęczowy. Tam, na belce tęczowej spinającej ramiona łuku, umieszczany bywa zwykle krucyfiks w asyście Matki Bożej i św. Jana. Wielobarwna tęcza, łuk łączący niebo z ziemią, od dawien dawna była symbolem przymierza między Bogiem a ludźmi, przymierza usankcjonowanego słowami Biblii, opisującej tęczę jako znak umowy między Bogiem a Noem. Do sfery sacrum wejść można symbolicznie jedynie pod belką tęczową, czyli poprzez ofiarę Chrystusa.

  Symbolika horyzontalna sprawia, iż często w dekoracjach malarskich między żebrami sklepiennymi pojawiają się gwiazdy a polichromie z upodobaniem nawiązują do barw nieba. Sklepienia roją się od chmur, aniołów, ptaków i są swoistym Niebem na Ziemi, Niebem do którego każdy chrześcijanin powinien dążyć w swojej ziemskiej wędrówce.

  Jeśli miałabym zrobić listę 20 obiektów sakralnych z moimi „ulubionymi” sklepieniami i stropami z województwa warmińsko-mazurskiego, takie osobiste „Sklepienne TOP 20” (w przypadkowej kolejności) to musiałabym wymienić:

1) Kościół św. Bartłomieja w Jezioranach
Tych gotyckich, ceglanych koronek żeber nie da się z niczym porównać. Oko błądzi od jednego wzoru do drugiego. Uczta estetyczna i podziw dla budowniczych!


2) Kaplicę zamku krzyżackiego w Nidzicy
Maleńka, ciemna, nastrojowa. Pod stopami oryginalna posadzka a nad głową przycupnęły nieporadne, konturowe anioły w otoczeniu roślinnych wici. Piękno sprzed wieków.


3) Kaplicę zamkową w Lidzbarku Warmińskim
Jak to się na historii sztuki mawiało „kokoroko” w pełnym rozkwicie. Jasne, kremowe pola sklepień wypełniają złocone, ozdobne anioły i wici roślinne rodem z rokokowych wzorników. Sklepienia są swoistą „wariacją” na temat sklepień gwiaździstych, których żebra spływają w smukłych wiązkach ku ścianom. Ponad naszymi głowami unoszą się jeszcze trójwymiarowe, złocone anielskie główki autorstwa Christiana Bernarda Schmidta i kartusze ze złoconymi herbami biskupa Adama Grabowskiego i herbem Warmii.


4) Kościół św. Mikołaja w Sętalu
Neogotyckie morze błękitu, nieco przytłumionego i przyszarzałego, podkreślonego czasem pasami żółci spływającymi ku granitowym filarom. Wokół żeber gwiazdy sklepiennej w prezbiterium - ławica złotych gwiazdek. Spojrzenie w górę jest jak żegluga po bezkresie niebieskości.


5) Bazylikę św. Jerzego w Kętrzynie
Ten imponujących rozmiarów kościół pokrywają zadziwiające czystymi połaciami bieli sklepienia kryształowe mistrza Matza z Gdańska (ukończone w 1515 roku). Z zewnątrz czerwona, obronna, masywna bryła, w środku – biel i struktury kryształu, układające się w gwiazdy, uspokajają oko, sprzyjają skupieniu, zabierają na wędrówkę poza tu i teraz.


6) Sanktuarium w Świętej Lipce
O tym napisano już wiele, ale jeżdżąc tam wiele w roku za każdym razem znajduję coś nowego: a to Mojżesza na chmurze, a to uwagę przyciągnie iluzjonistyczna kopuła czy autoportret twórcy tego niezwykłego zespołu malarskiego. Dlatego zawsze podczas prezentacji organowej, gdy grupy turystów wypatrują ruchomych figur prospektu organowego, ja odbywam „podniebne” wędrówki z Maciejem Janem Mayerem, artystą którego świętolipskie polichromie kosztowały życie (spadł z rusztowania malując sklepienie obejścia sanktuarium).


7) Bazylikę Archikatedralną Wniebowzięcia NMP i św. Andrzeja we Fromborku
Ośmioramienne gwiaździste sklepienie z żebrem przewodnim w nawie głównej sąsiaduje tu z sześcioramiennymi gwiazdami w nawach bocznych. Ja zawsze zmierzam do długiego prezbiterium, gdzie pod gotyckie sklepienie dekorowane polichromowanymi, ażurowymi wiciami podwieszone są, przypominające wielkie pompony, kapelusze kardynalskie biskupów i kanoników warmińskich i jedna papieska tiara Piusa II, czyli Eneasza Sylwiusza Piccolominiego, jedynego warmińskiego biskupa, który w 1458 roku został papieżem.


8) Kościół św. Jana Ewangelisty i Opatrzności Bożej w Bartągu
Uroki kontrastu: nad prezbiterium odcinająca się ostro od podłoża koronkowa siatka ceglanych, dalekich od ideału żeber a nad nawą główną barokowa polichromia z XVIII wieku: na błękitnym, rozgwieżdżonym niebie pękate zakrętasy chmur z pyzatymi aniołkami. Granicę między tymi dwoma światami wyznacza łuk tęczowy z krucyfiksem w mandorli z narzędzi męki Pańskiej.


9) Kościół św. Marii Magdaleny we Wrzesinie
Kościół z XVIII-wieczną polichromią przedstawiającą otoczone anielskim morzem w oceanie ciemnego błękitu: św. Apolonię, św. Marię Magdalenę (obie ubrane w dworskie suknie), Świętą Rodzinę i Trójcę Przenajświętszą oraz postaci 4 ewangelistów w rogach.


10) Kościół św. Jana Chrzciciela w Lubawie
Kolorowy zawrót głowy z XVII wieku. Nawę pokrywa manierystyczny, kasetonowy, bogato polichromowany strop z ponad 100 wizerunkami ewangelistów, świętych, apostołami, scenami ze Starego i Nowego Testamentu, scenami symbolicznymi i ozdobnymi motywami roślinnymi. Na skrzyżowaniach pasów między kasetonami, niczym rodzynki w cieście, uszeregowane jak żołnierze, tkwią złocone i srebrzone drewniane rozety. Wielobarwny chaos w okowach geometrii.


11) Kaplicę św. Anny na zamku w Olsztynie
Nie pytajcie mnie dlaczego, jest tam magia. Malutkie, dwuprzęsłowe wnętrze, jedno przęsło sklepienia zwykle zalane światłem, drugie tonące w mroku, biała i niebiała zarazem siatka sklepienia, i światło przesączające się wieczorami przez współczesny witraż autorstwa Mai Świeżawskiej – Roqueplo. Malując ciepłe wzory na ścianach dopełnia wrażenia, że uczestniczymy w jakiejś niezwykłej tajemnicy.


12) Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Rychnowie
Piękne w swojej prostocie i niedoskonałości barokowe polichromie można oglądać i w oryginalnym kościółku w Rychnowie, i w jego kopii w Parku Etnograficznym Muzeum Budownictwa Ludowego w Olsztynku. A czegóż tam nie ma: i anioły, i kartusze, a w scenie Grzechu Pierworodnego w Raju artysta umieścił m.in.: bociana, pawia, wiewiórkę, słonia (nieco mniejszego od bociana) a nawet … jednorożca.


13) Kościół św. Jana Chrzciciela w Ornecie
Niezwykła pod różnymi względami ornecka świątynia może się pochwalić zróżnicowanym zespołem polichromii z rozmaitych okresów dziejowych. Nad nawą główną, niedaleko prezbiterium, w okrągłym otworze sklepiennym znajduje się płaskorzeźbiona ścięta głowa św. Jana Chrzciciela, patrona świątyni. Co jakiś czas rytm ceglanych żeber przełamuje okrągłe pole ze złoconą płaskorzeźbioną gwiazdką na błękitnym tle. Na gotyckich wysklepkach uwagę przykuwają tajemnicze Tutivillusy z szeroko otwartymi ustami (nie zdradzę co/kto to, przeczytajcie sami w artykule niezłomnej tropicielki regionalnych tajemnic, Izabeli Treutle: http://www.gazeta.mazury.pl/main/gdzie-diabel-mowi-dobranoc.html).


14) Dawny kościół ewangelicki (obecnie cerkiew greckokatolicka) w Górowie Iławeckim
Miłośnicy sztuki trafiają tam głównie, by podziwiać niezwykły ikonostas z lat 80. XX wieku, zaprojektowany i namalowany przez Jerzego Nowosielskiego. Dopiero gdy wzniesiemy wzrok do góry zadziwi nas drewniany, barokowy strop pokryty polichromią. Ponad 400 m2 ze scenami biblijnymi w ozdobnych ramach na szarym, ciemnym tle wypełnionym roślinną plecionką. Strop można „czytać jak książkę” i to czytać godzinami. Tu widzimy Sąd Ostateczny z Chrystusem siedzącym na tęczy a opierającym nogi na ziemskim globie, tu scenę przejścia przez Morze Czerwone, tu Sodoma i Gomora, a tu Potop, tu Chrzest w Jordanie, a tu Ostatnia Wieczerza. W samych rogach przycupnęli ewangeliści.


15) Kościół św. Jana Chrzciciela w Jonkowie
Niezwykły kościół, w którym odległa historia miesza się z dziejami bardziej współczesnej przebudowy świątyni według projektu Fritza Heitmanna (tuż przed I wojną światową). Polichromia stropu odwzorowuje te przemiany. Najbardziej zwraca uwagę błekitnawo- szara płaszczyzna drewnianego stropu nad obecną nawą główną z zaplątanymi w roślinne sploty owocami, kwiatami, aniołami, świętymi i sceną koronacji Matki Bożej. Wyszukiwanie przedstawień i identyfikacja świętych może być wspaniałą przygodą.


16) Kościół Ewangelicko-Augsburski w Mikołajkach
Ewangelicka powściągliwość i elegancja. Kasetony, rytmika, czystość, oddech, błękit, uspokojenie.


17) Kościół Ewangelicko-Augsburski w Sorkwitach
Kto tam raz zagości nigdy nie zapomni trójwymiarowych, polichromowanych stóp Chrystusa wystających ze sklepienia w scenie Wniebowstąpienia.


18) Kościół św. Marii Magdaleny w Lutrach
Znawcy regionu pewnie się zdziwią, że na liście zagościł ten właśnie kościół. Ale dla mnie jest to kwintesencja tego, czym jest nasz porośnięty gęstymi lasami i pokryty mozaiką jezior, region. „Młode” wiekiem polichromie w Lutrach z motywami poroży, pięknie współgrają w kościele z wykonanymi z poroży właśnie żyrandolami. I nie zrozumcie mnie źle, nie jestem zwolennikiem polowań, ale nie da się zaprzeczyć, że stanowią one część naszej historii i teraźniejszości. Gdzież bowiem były ulubione tereny łowieckie np. cesarza Wilhelma II?


19) Kościół św. Józefa Rzemieślnika w Kobułtach
Nic na to nie poradzę, że jestem „chora na neogotyk” a ten jest wyjątkowo piękny w Kobułtach. Jasne sklepienie gwiaździste, pastelowe polichromie geometryczno-roślinne, przypominające nieco ludowe hafty, podkreślają tu jeszcze strzelistość świątyni a błękitna gwiazda sklepienia prezbiterium usiana jest mniejszymi, złotymi gwiazdkami.


I na koniec oczywiście…


20) Kościół Niepokalanego Serca NMP w Okartowie
Lista ta jest, siłą rzeczy, wybiórcza i bardzo osobista. A jakie są Wasze sklepienne podróże na Warmii i Mazurach? Podzielcie się, chętnie odbędę kolejną „podniebną wyprawę”.
1a) Kościół św. Bartłomieja w Jezioranach 

1b) Kościół św. Bartłomieja w Jezioranach


2. Anioły na sklepieniu zamkowej kaplicy w Nidzicy
2). Kaplica zamkowa w Nidzicy

3) Kaplica zamkowa w Lidzbarku Warmińskim



4). Kościół w Sętalu
5a) Bazylika w Kętrzynie
5b) Bazylika w Kętrzynie
6) Autoportret Macieja Jana Mayera w Świętej Lipce (pierwszy od prawej z błękitnym szalem)
6) Iluzjonistyczna kopuła na świętolipskim sklepieniu

6) Mojżesz na sklepieniu sanktuarium w Świętej Lipce
7) Prezbiterium z podwieszonymi kardynalskimi kapeluszami w archikatedrze we Fromborku



7) Nawa główna archikatedry we Fromborku
8) Strop nawy głównej kościoła w Bartągu
9) Kościół we Wrzesinie
10) Kościół św. Jana Chrzciciela w Lubawie
11a) Kaplica św. Anny na zamku w Olsztynie
11b) Kaplica św. Anny na zamku w Olsztynie
12) Kościół w Rychnowie
13) Sklepienie nawy głównej kościoła w Ornecie
13) Tutivillusy z Ornety
14) Chrzest w Jordanie z Górowa Iławeckiego


14) Fragment Sądu Ostatecznego z Górowa Iławeckiego
15a) Kościół w Jonkowie
15b) Kościół w Jonkowie

16) Kościół w Mikołajkach
17) Kościół w Sorkwitach
18) Kościół w Lutrach

19) Prezbiterium kościoła w Kobułtach

19) Nawa główna kościoła w Kobułtach
20) Okartowo
20) Wnętrze kościoła w Okartowie

20) Koń Jakub z Okartowa

niedziela, 2 sierpnia 2015

Nadrowo - awifauna kontra herpetofauna 3:0

Jaki jest przepis na sukces medialny? Konkurs, rywalizacja, emocje i rankingi. Voilà ... U mnie, w przeprowadzonym po raz trzeci konkursie w rezerwacie Bagno Nadrowskie, bezapelacyjnie zwycięża awifauna. Podobny był rezultat podczas poprzednich wizyt. W czasie trzeciej zaobserwowałam 3 przedstawicieli ptactwa: bociana białego z pełną nonszalancją przechadzającego się koło drogi, kanię rudą i niezidentyfikowany obiekt latający barwy białej, słusznych rozmiarów, przezornie trzymający się z dala od przybysza. Główny bohater rezerwatu, żółw błotny, przedstawiciel herpetofauny, siedział cicho. No i trudno mu się dziwić, taka jego natura. Żółwie błotne, bowiem, niegdyś popularne, od 1925 roku objęte ochroną gatunkową są : 1) płochliwe, 2) większość czasu spędzają pod wodą. 

Trzeba dodać, że rezerwat Bagno Nadrowskie został, niestety, odkryty również przez osobników "humanoidalnych". To niezbyt pochlebne określenie używam do tej części człowiekopodobnej populacji, która zostawiła w rezerwacie, na ścieżce i pod wieżą, stosy puszek, opakowań po chipsach a nawet "Harnasia w Tatrach" (zdjęcie).

Rezerwat, utworzony w 1991 roku, liczy obecnie nieco ponad 105 ha. Celem jego powstania było, według rejestru rezerwatów przyrody "zachowanie populacji żółwia błotnego oraz siedlisk stanowiących ostoje herpetofauny i ptaków wodno-błotnych". Bagno Nadrowskie, z szeregiem dobrze widocznych z wieży widokowej oczek wodnych, stanowi ciekawą propozycję na krótką wizytę i odetchnięcie spokojem i ciszą. Na wieży, staraniem Nadleśnictwa Olsztynek, zamontowano tablice informacyjne dotyczące chronionego w rezerwacie ptactwa (biały osobnik słusznych rozmiarów, krążący w oddali, tam nie figurował).

A wątek osobisty... a proszę bardzo, w tym rezerwacie na pierwszym objeździe trasy byłam z moją ówczesną "uczennicą" z kursu przewodników, a teraz z dumą donoszę, jedną z najlepszych przewodniczek z województwa i przyjaciółką. Martuś, nie jest ważne, że nigdy nie widziałam tu żółwia, ten rezerwat będzie mi się zawsze dobrze kojarzył :-)

Dojazd: rezerwat znajduje się ok. 8 km. od Olsztynka, tuż przy drodze do Maróza (za przejazdem kolejowym w Olsztynku, asfaltowa, dobrze oznakowana droga ze strzałką NADROWO, na rozjeździe w prawo); dobrze oznakowany, z drogi widoczna wieża widokowa;

Postój: parking po prawej stronie (obok boiska sportowego), niewielki, piaszczysty, bezpłatny; zmieści się tam kilka aut, busik a nawet niewielki autokar;

Rekomendacja: dobry pomysł, by zatrzymać się tam na 10-15 min. przy okazji wycieczki do Olsztynka (3/6)


Uwaga: na całoroczną wieżę widokową może wejść za jednym razem 10 osób


Nadrowskie bagno (widok z wieży)

Bocian biały

Wieża widokowa w rezerwacie

Harnaś w Tatrach, niestety

sobota, 1 sierpnia 2015

Początek drogi

Mieszkając od 9 lat w stolicy Warmii a będąc "człowiekiem stamtąd", czyli z centrum Polski, powoli odkrywam dla siebie warmiński i mazurski świat. Oswajam znane powszechnie i nieznane nawet miejscowym zakątki, widoki, zabytki, elementy krajobrazu. Czasem dostrzegam drobiazgi, które są niezwykłe, a umykają uwadze codziennie przechodzących koło nich ludzi. Jeśli więc masz ochotę wybrać się ze mną "niedaleko, gdzie oczy poniosą", zapraszam. Zawsze we dwójkę podróżuje się przyjemniej. Jedyny warunek, zabierz ze sobą pozytywną energię, albo... mogę obdarować Cię energią i zapałem, bo mam ich w nadmiarze.

Obiecuję, że blog będzie miał wymiar praktyczno - fotograficzny, czyli będzie mógł stanowić dla "zapaleńców" punkt wyjścia do organizowania wycieczek po najbliższej okolicy. Będą też wyprawy "zagraniczne", czyli poza granice województwa: Podlasie, rodzinne łódzkie i inne, odkrywane na nowo zakątki Polski.


Piwnice dawnego zamku krzyżackiego w Olsztynku (Hohenstein)